...do stolicy jordanii docieramy poznym wieczorem... okazuje sie ze wczesniejsza zamiana hoteli byla malo korzystna...
mamy nadmiar energii i kolejne zapasy ze strefy bezclowej ktore postanawiamy spozyc wieczorna pora...
spimy bardzo krotko... rano budzi mnie rozstroj zoladka...
to bedzie bardzo ciezki i dlugi dzien....
zaczynamy od zwiedzenia ammanu... przejazd przez dzielnice naprawde baaardzo bogatych tubylcow... meczet... stary amman wraz z muzeum archeologicznym w ktorym jest wiele naprawde cennych eksponatow... dalej udajemy się do madaby ... i nad jordan w miejsce chrztu Jezusa... znajdujemy sie juz w depresji morza martwego... powietrze stoi slonce prazy niemilosiernie na szczescie jest tylko 35 stopni... jednak nawet to w polaczeniu z moim rozstrojem zoladka sprawia ze droga nad rzeke staje sie dla mnie prawdziwa meka...
okazuje sie ze w naszej grupie jest ksiadz ktory przeprowadza rytual odnowienia chrztu... dla mnie kazda chwila w tym upale jest tortura...
dalej udajemy sie nad morze martwe... coz... jest slone i mozna w nim czytac gazete... to fakt... ale .... bardzo zalowalismy ze doplacilismy do wycieczki fakultatywnej zeby to zobaczyc... naprawde zadna rewelacja...
marze tylko o tym zeby dojechac juz do petry i polozyc sie do lozka...